Lokata

Elżbieta Deniszczyk

Menu

Blog - Tańcząca z deszczem

Witaj :)

Wychodzę, pierwsze, ciężkie krople deszczu mi towarzyszą. Wiem, to głupie, chmury czarne walą, a ja właśnie teraz wychodzę, no cóż, stare sandały założyłam, parasol w rękę i do przodu! Od Skrzycznego czarno, czarniusieńko, jeszcze się oglądam, może wrócić, ale nie, nie. Czuję pod stopami ciepło bijące od rozgrzanego słońcem jeszcze pół godziny temu asfaltu. Od czasu do czasu nawet jakby para się unosi. Nawet miłe to, deszcz coraz to mocniej uderza, chłód na rękach, w ręku woreczek, w woreczku komórka i pieniądze. A od stóp tak ciepło, idę, człapią sandały coraz to bardziej namoknięte wodą, pęcznieją, woda spływa wszędzie, parasol namoknięty deszczem, nogami rozchlapuję kałuże coraz to głębsze, woda spływa asfaltem, strumienie. Aha, bańki pojawiają się na wodzie, znaczy się będzie lało długo i obficie. Idę po ser swojski, taki prawdziwy, z mleka wczoraj zsiadłego. Wesoło mi, choć grzmoty nad głową przewalają się, burza jak zwykle nie w porę, właśnie wtedy, gdy po ser idę. Korzystając z tej okazji, że z każdej strony deszczem oblewana jestem wizualizuję odcinanie przez ten deszcz niewidzialnych znanych mi i nieznanych połączeń, oczyszczanie aury. I tak coraz to lżej, coraz to pogodniej płynę prawie wraz z potokami wody. Ale fajnie. Przypominają mi się zabawy w strumykach topniejącego śniegu na wiosnę. Marzec i te strumyki. Pierwsze mrówki wyłażące po zimie. I my, dzieci grzebiące patykami w tych strumykach. Rozmarzyłam się, a tu już wreszcie jestem! Jest ser. Pani Maria co prawda daje ser i szmatkę (pani sobie powiesi w domu, to obcieknie lepiej, a szmatka zostanie ...). I znowu wspomnienie: do naszego domu przyjeżdża regularnie "kobieta ze wsi", przywozi cielęcinkę dla dzieci, ser i śmietanę. To towar luksusowy, kosztuje jak złoto, ale czego się nie robi dla dzieci ze śląską anemią? Oczyszczona, trochę wspominająca dawne czasy, kompletnie zmoknięta, ale szczęśliwa wracam z moją zdobyczą w szmatce. Nie byłabym sobą, gdybym po drodze nie zagrzała się gorącą i aromatyczną kawą w znajomym i przyjaznym miejscu po starej piekarnii. Życzę Tobie byś miał, Drogi Czytelniku, wiele jeszcze okazji do naturalnego oczyszczenia się w ciepłym letnim deszczu, nie trzeba chować się do samochodu, to przyjazny żywioł i uczuciowy taki :). I na nóżkach, chlup, chlup, chlap, chlap, chlup, chlup, chlap, chlap